poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 1

Z każdym najmniejszym ruchem liście krzaków niebezpiecznie szeleściły, dając mi znak, że to, co robiłam, było strasznie ryzykowne. W końcu nieczęsto w życiu szpieguje się jednego z członków jakiegoś gangu, przynajmniej jeśli nie jest się z policji.
Lub w tym przypadku, przynajmniej jeśli nie jest się mną. Obserwowanie gangsterów było u mnie na porządku dziennym od wielu lat, teraz jednak w tym dobrym znaczeniu. Czuwałam nad nastolatkami pragnącymi więcej pieniędzy, bo mimo wszystko nie zasłużyli na to, żeby wpaść w chciwe łapska Jamesa. Dzisiejszy cel jednakże nie był zwyczajny, o czym zdążyłam przekonać się już po kilku miesiącach szpiegowania go. Przez ten czas zdążyłam się dowiedzieć jedynie tyle, że nazywał się Luke Hemmings i miał dwadzieścia lat. Jego kartoteka była praktycznie pusta, a on... zdawał się być ekspertem. Jakby dobrze wiedział, na co się pisze, dołączając do gangu. Był dla mnie jedną wielką zagadką, a ja uwielbiałam zagadki. A jeszcze bardziej lubiłam je rozwiązywać.
Z takimi zamiarami obserwowałam go, jak zakrada się do starego magazynu. Był to trzypiętrowy budynek z parterem, który miał większość okien stłuczonych lub pozasłanianych. Po szarym kolorze ścian można było się domyślić, że magazyn liczył sobie sporo lat. Nie znałam tego miejsca i choć poznawać nie chciałam, to coś w środku pchnęło mnie do podążenia za blondynem.
O tak, włosy Luke'a były na tyle jasne, żeby nazwać go blondynem, aczkolwiek – jak dla mnie – były jednocześnie ciemniejsze. Oczywiście nie mogłam przyjrzeć mu się z bliska, ale w moje lepkie rączki wpadło parę jego zdjęć.
Hemmings zniknął za metalowymi drzwiami budynku, a ja wzięłam głębszy wdech i odczekałam kilka sekund, zanim i ja wyszłam z ukrycia i prześlizgnęłam się do środka. Nie widziałam go, prawdopodobnie zniknął za jakimiś drzwiami lub w jakimś korytarzu, dlatego wytężyłam słuch. W końcu udało mi się dosłyszeć jego kroki po schodach w głębi pierwszego korytarza. Wolnym krokiem podążyłam za nim, uważając, żeby żadna deska nie zaskrzypiała mi przypadkiem pod nogami. Wszędzie panowała ciemność, więc musiałam nieźle się namęczyć, żeby dostrzec jego sylwetkę. Udało mi się to w momencie, w którym zniknął za jakimiś drzwiami, trzaskając nimi głośno.
To po co była u niego ta cała dyskrecja, skoro przed momentem zamknął z impetem drzwi? – pomyślałam z niezrozumieniem. Jego osoba znacznie mnie zaskakiwała. Nie mogłam oczywiście wejść do środka, bo słyszałam tam już stłumione głosy, a ja miałam zostać niezauważona. Zbliżyłam się do drzwi, a moje serce zaczęło niebezpiecznie kołatać. Adrenalina krążyła w moich żyłach. Kiedy stanęłam dostatecznie blisko, przysuwając ucho do drewnianej powłoki, mogłam usłyszeć strzępki rozmów.
- Nie – odezwał się Hemmings. Potrafiłam rozpoznać jego głos, ponieważ kilka razy byłam świadkiem jego rozmów telefonicznych lub z kimś innym. Nie wiedziałam o co chodziło, dopóki nie dodał czegoś w stylu, że nikt go nie śledził. Jak bardzo się mylisz. Z kim on w ogóle rozmawiał?
- ... poszło? – usłyszałam tylko ostatnie słowo, które wymawiał zupełnie obcy mi głos męski. Później znowu zaczął mówić Luke, a ja coraz bardziej marszczyłam czoło. Zaczęłam się również trzęść.
- Dobrze... wokół palca. – Nie rozumiałam, co miał na myśli, bo niewiele słyszałam z tego, co mówił. Zaśmiał się też ironicznie, a następnie podniósł głos, dzięki czemu mogłam usłyszeć dalszą część wypowiedzi: - Niczego się nie domyślają. Już niedługo przekonają się, że nie są wcale tak wielką siłą, za jaką się uważają.
Odskoczyłam od drzwi z przerażeniem, przez co deski pod moimi nogami zaskrzypiały. Wytrzeszczyłam oczy ze strachu.
- Słyszeliście? – zapytał ktoś, a następnie słyszałam zbliżające się kroki. Umilkły nagle, jakby ktoś się zatrzymał, gdy nagle odezwał się Hemmings:
- To pewnie przez wiatr. W tym magazynie jest mnóstwo dziur. Nikt mnie nie śledził – mówił. Ulżyło mi, ale starałam się nie wzdychać ani nie ruszać, bo tym razem mogło to się dla mnie źle skończyć. Rozmawiali jeszcze o czymś przyciszonymi głosami, a później mój cel ogłosił, że będzie musiał już iść, bo James nie może nic podejrzewać. A ponieważ jak zwykle nie chciałam się narażać, postanowiłam już sama czym prędzej wyjść ze starego magazynu. Udało mi się to bezproblemowo, a ja wychodząc z budynku, na powrót znalazłam ukrycie w krzakach. Po jakimś czasie Luke też wyszedł przez drzwi, a następnie obejrzał się dookoła i ruszył w drogę powrotną, naciągając kaptur bluzy na blond czuprynę.
A w mojej głowie krążyło wciąż jedno pytanie: Kim ty, do diabła, jesteś, Luke?
***
To nie tak, że jedyne co w życiu robiłam, to szpiegowanie gangsterów. To nie tak, że szpiegowałam ich dla policji. Robiłam to na własną rękę, a to dlatego, że moje uczynki w przeszłości też nie były kolorowe, więc raczej sama nie wpakowałabym się w łapy rządu, który tylko czekał na mój błąd. Musiałam jednak z czegoś żyć, więc dorabiałam jako fryzjerka w salonie mojej... przyjaciółki. Nie wiedziała nic o moim życiowym powołaniu, ale czasem łatwo było mi się z nią dogadać. Jej minusem była zbyt duża ciekawość. Wiele razy pytała mnie, gdzie znikam na większość wieczorów i czemu nie wychodzę z nią i jej znajomymi. Ja po prostu nie chciałam ich narażać, im rzadziej grupa Jamesa będzie mnie z nią widywać, tym wzrośnie jej bezpieczeństwo.
Minął dzień od dziwnego, potajemnego spotkania Luke’a. To było dziwne uczucie, ponieważ wcześniej obiecałam sobie, że będę go chronić, a tu nagle się okazało, że on nie był wcale tym, za kogo się podawał. Z tego, co zdążyłam wydedukować wynikało, że chłopak chciał zniszczyć mafię Jamesa, czyli w pewnym sensie stał po mojej stronie. Byłam tylko ciekawa, czy zdawał sobie sprawę, że nie dało się tak po prostu postawić temu gangowi. Liczył on przecież wiele osób i był świetnie zorganizowany.
Siedziałam na czarnej pufie w salonie fryzjerskim, czekając na mojego klienta. Umówił się ze mną przez telefon na godzinę trzecią po południu. Było już piętnaście po, a  go wciąż nie było. Wywróciłam oczami w zniecierpliwieniu, prychając też pod nosem nie wiadomo do kogo, jednocześnie nerwowo tupiąc nogą. Po jakimś czasie w końcu ktoś przekroczył próg salonu. Był to wysoki chłopak z lekko pucołowatą twarzą. Ubrany był w kraciastą, czerwoną koszulę i czarne dżinsy. Ale nie to przykuło moją uwagę, tylko krwisto czerwone włosy, które były ułożone w dziwnej stylizacji. Podszedł pewnym krokiem w moją stronę, z tym cholernym uśmieszkiem wyższości.
- Ja do panny Turner, byłem umówiony – odezwał się nadzwyczaj grzecznym tonem. Spodziewałam się czegoś bardziej w stylu „Ej, laska, nie każ klientowi czekać”, jak to już się zdarzało.
- To ja – odparłam przychylnie i zamiast patrzeć mu w oczy, nie potrafiłam oderwać wzroku od jego czupryny. Boże, co on miał na głowie? – Co robimy z włosami?
- Tylko przefarbować – odpowiedział i uśmiechnął się głupio. Przekrzywił głowę jakby w zamyśle, mrużąc oczy. – Na jasny fiolet – dodał z pewnością i jak na potwierdzenie swoich słów, pokiwał głową.
- Oczywiście – mruknęłam bez cienia entuzjazmu. Ten facet musiał farbować włosy częściej niż Nicki Minaj. Przynajmniej takie miałam wrażenie, bo włosy wyglądały na zniszczone. Były znacznie przerzedzone, a na dodatek były cienkie. Zaprosiłam go jednak na jeden z foteli stojących przed lustrem i zarzuciłam na niego płachtę. – Odchyl głowę do tyłu – nakazałam, a on posłusznie wykonał polecenie. Zanim jednak zaczęłam coś robić, musiałam go o coś zapytać: - Jesteś pewien? Twoje włosy są strasznie...
- Nie płacę ci za gadanie, tylko za robotę – warknął. Jego głos z uprzejmego zamienił się w naglący i nieprzyjemny. Wkurzył mnie takim gadaniem, byłam dla niego miła, więc czy nie mógł odpłacić mi tym samym?
- Nie płacisz mi, tylko mojej szefowej – sprostowałam z wyczuwalną nutką złości. – A wypłatę dostałabym taką samą i bez obsługiwania ciebie. Więc z łaski swojej, okaż rzesz trochę szacunku. – Nie skomentował tego, ale w jego odbiciu w lustrze widziałam, jak mrużył na mnie oczy i marszczył brwi. To by było na tyle, jeśli chodzi o szacunek.
Czym prędzej zaczęłam zajmować się jego włosami. Miejmy to już za sobą. 
***
Chłopak już nie odezwał się ani razu, po wykonanej robocie po prostu zerknął na cennik i wręczył mi pieniądze, nie komentując nic więcej. Dzięki Bogu – pomyślałam. Mogłam być o wiele wredniejsza dla niego, gdyby mnie wkurzył, a tego nie chciałam. Niby na co dzień byłam ułożoną osobą, ale w rzeczywistości zjadał mnie od środka stres i wyżywałam się na innych. Wiedziałam, że James tak łatwo nie da mi spokoju, więc musiałam żyć ze świadomością, że w każdej chwili może przyjść do mnie i wyrównać porachunki. Albo  po prostu mnie zabić, to też było prawdopodobne. Po obsłużeniu tego klienta i nie miałam więcej umówionych spotkań, więc została mi tylko godzina siedzenia w salonie, na wypadek jakiegoś nagłego klienta, a później moja zmiana się kończyła i mogłam się zmywać do domu.
Mieszkałam spory kawałek od salonu, jedynie ze względów bezpieczeństwa Stelli i jej znajomych. Dojeżdżałam tam w ciągu czterdziestu minut i czasami naprawdę było to uciążliwe, tym bardziej w Nowym Jorku, gdzie korki były nie z tej Ziemi. Wolałam jednak nie wystawiać na ryzyko kogoś prócz mnie samej. Tak, ja i moja dobroduszność.
Żaden nagły klient do mnie jednak nie przyszedł, więc po nudnej i dłużącej się godzinie mogłam w końcu jechać do domu. Podróż minęła bezpiecznie, choć wolałabym jechać szybciej, niestety nie było to możliwe. W domu przebrałam się w coś wygodniejszego jak dresy i za duży t-shirt, a następnie podeszłam do komody, na której stał telefon stacjonarny. Wybrałam numer do Trevora, czyli mojego informatora. Miał dostęp do wielu baz danych i często jako pierwszy wyłapywał plany Jamesa – oczywiście jeśli zostały one rozgłaszane. Mężczyzna miał przecież również swoje tajne plany, o których nie można dowiedzieć się nigdy.
- Coś nowego? – zapytałam od razu, kiedy tylko odebrał telefon. Nie odzywał się przez chwilę.
- Na razie nic nowego się nie dowiedziałem – odparł markotnie. Coś musiało być nie tak. Mówił powoli, jego głos był przygaszony. – Słyszałem, że James coś planuje, nie możemy się jednak dowiedzieć co, bo to ściśle tajne. Obawiam się jednak, że to coś większego. Chris wyłapał jednego z jego pomocników. Trudno było to zrobić. Chłopak nie chce gadać. A dobrze wiesz, że nie pozwolę Christianowi go torturować.
- Absolutnie nie – zaoponowałam. – Najlepiej go wypuście, zanim James się dowie. Później będzie jeszcze gorzej. Przekupcie go, może nie piśnie ani słówka.
- Twoje plany są jak zwykle irracjonalne. – Zaśmiał się bez cienia radości. To był suchy i ironiczny śmiech. – James robi to, co mu się żywnie podoba. Nasz zakładnik obawia się go bardziej niż nas. Naprawdę myślisz, że mógłby zataić przed szefem gangu jakiś istotny fakt? Planowaniem zajmę się ja, wybacz – sprostował. – A co u ciebie?
Przygryzłam wargę w zdenerwowaniu. Odkąd moim priorytetem zostało ratowanie naiwnych nastolatków, zaczęłam działać na własną rękę, ponieważ Trevor odrzucał każdy mój pomysł. Dlatego nie mówiłam mu nic o tym, że szpiegowałam członków mafii Jamesa, żeby nie mógł mi tego zabronić. Do tej pory niczego się nie domyślił, ale mi trudno było go okłamywać. Siedzieliśmy w tym razem od kilku lat, a od paru miesięcy tak po prostu odłączyłam się od grupy.
- Nie – odparłam po dłużej chwili. – Nic nowego. W razie czego, dzwoń.
Po tych słowach rozłączyłam się, odkładając telefon na miejsce. Moje życie było trudne i żałowałam naprawdę wielu decyzji, które podjęłam lata temu. Gdybym mogła cofnąć czas, nie miałyby one nigdy miejsca, a ja miałabym normalne życie.



~ Jeśli przeczytałeś/aś – zostaw komentarz, proszę ~





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś/aś - skomentuj! To wielka motywacja dla autora! :)