Z
każdym najmniejszym ruchem liście krzaków niebezpiecznie szeleściły, dając mi
znak, że to, co robiłam, było strasznie ryzykowne. W końcu nieczęsto w życiu
szpieguje się jednego z członków jakiegoś gangu, przynajmniej jeśli nie jest
się z policji.
Lub
w tym przypadku, przynajmniej jeśli nie jest się mną. Obserwowanie gangsterów
było u mnie na porządku dziennym od wielu lat, teraz jednak w tym dobrym
znaczeniu. Czuwałam nad nastolatkami pragnącymi więcej pieniędzy, bo mimo
wszystko nie zasłużyli na to, żeby wpaść w chciwe łapska Jamesa. Dzisiejszy cel
jednakże nie był zwyczajny, o czym zdążyłam przekonać się już po kilku
miesiącach szpiegowania go. Przez ten czas zdążyłam się dowiedzieć jedynie
tyle, że nazywał się Luke Hemmings i miał dwadzieścia lat. Jego kartoteka była
praktycznie pusta, a on... zdawał się być ekspertem. Jakby dobrze wiedział, na
co się pisze, dołączając do gangu. Był dla mnie jedną wielką zagadką, a ja
uwielbiałam zagadki. A jeszcze bardziej lubiłam je rozwiązywać.
Z
takimi zamiarami obserwowałam go, jak zakrada się do starego magazynu. Był to
trzypiętrowy budynek z parterem, który miał większość okien stłuczonych lub
pozasłanianych. Po szarym kolorze ścian można było się domyślić, że magazyn
liczył sobie sporo lat. Nie znałam tego miejsca i choć poznawać nie chciałam,
to coś w środku pchnęło mnie do podążenia za blondynem.
O
tak, włosy Luke'a były na tyle jasne, żeby nazwać go blondynem, aczkolwiek –
jak dla mnie – były jednocześnie ciemniejsze. Oczywiście nie mogłam przyjrzeć
mu się z bliska, ale w moje lepkie rączki wpadło parę jego zdjęć.
Hemmings
zniknął za metalowymi drzwiami budynku, a ja wzięłam głębszy wdech i odczekałam
kilka sekund, zanim i ja wyszłam z ukrycia i prześlizgnęłam się do środka. Nie
widziałam go, prawdopodobnie zniknął za jakimiś drzwiami lub w jakimś
korytarzu, dlatego wytężyłam słuch. W końcu udało mi się dosłyszeć jego kroki
po schodach w głębi pierwszego korytarza. Wolnym krokiem podążyłam za nim,
uważając, żeby żadna deska nie zaskrzypiała mi przypadkiem pod nogami. Wszędzie
panowała ciemność, więc musiałam nieźle się namęczyć, żeby dostrzec jego
sylwetkę. Udało mi się to w momencie, w którym zniknął za jakimiś drzwiami,
trzaskając nimi głośno.
To
po co była u niego ta cała dyskrecja, skoro przed momentem zamknął z impetem
drzwi? – pomyślałam z niezrozumieniem. Jego osoba
znacznie mnie zaskakiwała. Nie mogłam oczywiście wejść do środka, bo słyszałam
tam już stłumione głosy, a ja miałam zostać niezauważona. Zbliżyłam się do
drzwi, a moje serce zaczęło niebezpiecznie kołatać. Adrenalina krążyła w moich
żyłach. Kiedy stanęłam dostatecznie blisko, przysuwając ucho do drewnianej
powłoki, mogłam usłyszeć strzępki rozmów.
-
Nie – odezwał się Hemmings. Potrafiłam rozpoznać jego głos, ponieważ kilka razy
byłam świadkiem jego rozmów telefonicznych lub z kimś innym. Nie wiedziałam o
co chodziło, dopóki nie dodał czegoś w stylu, że nikt go nie śledził. Jak
bardzo się mylisz. Z kim on w ogóle rozmawiał?
-
... poszło? – usłyszałam tylko ostatnie słowo, które wymawiał zupełnie obcy mi
głos męski. Później znowu zaczął mówić Luke, a ja coraz bardziej marszczyłam
czoło. Zaczęłam się również trzęść.
-
Dobrze... wokół palca. – Nie rozumiałam, co miał na myśli, bo niewiele
słyszałam z tego, co mówił. Zaśmiał się też ironicznie, a następnie podniósł
głos, dzięki czemu mogłam usłyszeć dalszą część wypowiedzi: - Niczego się nie
domyślają. Już niedługo przekonają się, że nie są wcale tak wielką siłą, za
jaką się uważają.
Odskoczyłam
od drzwi z przerażeniem, przez co deski pod moimi nogami zaskrzypiały.
Wytrzeszczyłam oczy ze strachu.
-
Słyszeliście? – zapytał ktoś, a następnie słyszałam zbliżające się kroki.
Umilkły nagle, jakby ktoś się zatrzymał, gdy nagle odezwał się Hemmings:
-
To pewnie przez wiatr. W tym magazynie jest mnóstwo dziur. Nikt mnie nie śledził – mówił. Ulżyło mi, ale starałam się nie
wzdychać ani nie ruszać, bo tym razem mogło to się dla mnie źle skończyć.
Rozmawiali jeszcze o czymś przyciszonymi głosami, a później mój cel ogłosił, że będzie musiał już iść,
bo James nie może nic podejrzewać. A ponieważ jak zwykle nie chciałam się narażać,
postanowiłam już sama czym prędzej wyjść ze starego magazynu. Udało mi się to
bezproblemowo, a ja wychodząc z budynku, na powrót znalazłam ukrycie w
krzakach. Po jakimś czasie Luke też wyszedł przez drzwi, a następnie obejrzał
się dookoła i ruszył w drogę powrotną, naciągając kaptur bluzy na blond
czuprynę.
A
w mojej głowie krążyło wciąż jedno pytanie: Kim
ty, do diabła, jesteś, Luke?
***
To nie tak, że jedyne co w życiu robiłam, to szpiegowanie
gangsterów. To nie tak, że szpiegowałam ich dla policji. Robiłam to na własną
rękę, a to dlatego, że moje uczynki w przeszłości też nie były kolorowe, więc
raczej sama nie wpakowałabym się w łapy rządu, który tylko czekał na mój błąd.
Musiałam jednak z czegoś żyć, więc dorabiałam jako fryzjerka w salonie mojej...
przyjaciółki. Nie wiedziała nic o moim życiowym
powołaniu, ale czasem łatwo było mi się z nią dogadać. Jej minusem była zbyt
duża ciekawość. Wiele razy pytała mnie, gdzie znikam na większość wieczorów i
czemu nie wychodzę z nią i jej znajomymi. Ja po prostu nie chciałam ich
narażać, im rzadziej grupa Jamesa będzie mnie z nią widywać, tym wzrośnie jej
bezpieczeństwo.
Minął dzień od dziwnego, potajemnego spotkania Luke’a. To
było dziwne uczucie, ponieważ wcześniej obiecałam sobie, że będę go chronić, a
tu nagle się okazało, że on nie był wcale tym, za kogo się podawał. Z tego, co
zdążyłam wydedukować wynikało, że chłopak chciał zniszczyć mafię Jamesa, czyli
w pewnym sensie stał po mojej stronie. Byłam tylko ciekawa, czy zdawał sobie
sprawę, że nie dało się tak po prostu postawić temu gangowi. Liczył on przecież
wiele osób i był świetnie zorganizowany.
Siedziałam na czarnej pufie w salonie fryzjerskim, czekając
na mojego klienta. Umówił się ze mną przez telefon na godzinę trzecią po
południu. Było już piętnaście po, a go
wciąż nie było. Wywróciłam oczami w zniecierpliwieniu, prychając też pod nosem
nie wiadomo do kogo, jednocześnie nerwowo tupiąc nogą. Po jakimś czasie w końcu
ktoś przekroczył próg salonu. Był to wysoki chłopak z lekko pucołowatą twarzą.
Ubrany był w kraciastą, czerwoną koszulę i czarne dżinsy. Ale nie to przykuło
moją uwagę, tylko krwisto czerwone włosy, które były ułożone w dziwnej
stylizacji. Podszedł pewnym krokiem w moją stronę, z tym cholernym uśmieszkiem
wyższości.
- Ja do panny Turner, byłem umówiony – odezwał się
nadzwyczaj grzecznym tonem. Spodziewałam się czegoś bardziej w stylu „Ej,
laska, nie każ klientowi czekać”, jak to już się zdarzało.
- To ja – odparłam przychylnie i zamiast patrzeć mu w
oczy, nie potrafiłam oderwać wzroku od jego czupryny. Boże, co on miał na głowie?
– Co robimy z włosami?
- Tylko przefarbować – odpowiedział i uśmiechnął się
głupio. Przekrzywił głowę jakby w zamyśle, mrużąc oczy. – Na jasny fiolet –
dodał z pewnością i jak na potwierdzenie swoich słów, pokiwał głową.
- Oczywiście – mruknęłam bez cienia entuzjazmu. Ten facet
musiał farbować włosy częściej niż Nicki Minaj. Przynajmniej takie miałam
wrażenie, bo włosy wyglądały na zniszczone. Były znacznie przerzedzone, a na
dodatek były cienkie. Zaprosiłam go jednak na jeden z foteli stojących przed
lustrem i zarzuciłam na niego płachtę. – Odchyl głowę do tyłu – nakazałam, a on
posłusznie wykonał polecenie. Zanim jednak zaczęłam coś robić, musiałam go o
coś zapytać: - Jesteś pewien? Twoje włosy są strasznie...
- Nie płacę ci za gadanie, tylko za robotę – warknął.
Jego głos z uprzejmego zamienił się w naglący i nieprzyjemny. Wkurzył mnie
takim gadaniem, byłam dla niego miła, więc czy nie mógł odpłacić mi tym samym?
- Nie płacisz mi, tylko mojej szefowej – sprostowałam z
wyczuwalną nutką złości. – A wypłatę dostałabym taką samą i bez obsługiwania
ciebie. Więc z łaski swojej, okaż rzesz trochę szacunku. – Nie skomentował
tego, ale w jego odbiciu w lustrze widziałam, jak mrużył na mnie oczy i marszczył brwi. To by było na tyle, jeśli chodzi o szacunek.
Czym prędzej zaczęłam zajmować się jego włosami. Miejmy to już za sobą.
***
Chłopak już nie odezwał się ani razu, po wykonanej
robocie po prostu zerknął na cennik i wręczył mi pieniądze, nie komentując nic
więcej. Dzięki Bogu – pomyślałam.
Mogłam być o wiele wredniejsza dla niego, gdyby mnie wkurzył, a tego nie
chciałam. Niby na co dzień byłam ułożoną osobą, ale w rzeczywistości zjadał
mnie od środka stres i wyżywałam się na innych. Wiedziałam, że James tak łatwo
nie da mi spokoju, więc musiałam żyć ze świadomością, że w każdej chwili może
przyjść do mnie i wyrównać porachunki. Albo
po prostu mnie zabić, to też było prawdopodobne. Po obsłużeniu tego
klienta i nie miałam więcej umówionych spotkań, więc została mi tylko godzina
siedzenia w salonie, na wypadek jakiegoś nagłego klienta, a później moja zmiana
się kończyła i mogłam się zmywać do domu.
Mieszkałam spory kawałek od salonu, jedynie ze względów
bezpieczeństwa Stelli i jej znajomych. Dojeżdżałam tam w ciągu czterdziestu
minut i czasami naprawdę było to uciążliwe, tym bardziej w Nowym Jorku, gdzie
korki były nie z tej Ziemi. Wolałam jednak nie wystawiać na ryzyko kogoś prócz
mnie samej. Tak, ja i moja dobroduszność.
Żaden nagły klient do mnie jednak nie przyszedł, więc po
nudnej i dłużącej się godzinie mogłam w końcu jechać do domu. Podróż minęła
bezpiecznie, choć wolałabym jechać szybciej, niestety nie było to możliwe. W
domu przebrałam się w coś wygodniejszego jak dresy i za duży t-shirt, a
następnie podeszłam do komody, na której stał telefon stacjonarny. Wybrałam
numer do Trevora, czyli mojego informatora. Miał dostęp do wielu baz danych i
często jako pierwszy wyłapywał plany Jamesa – oczywiście jeśli zostały one
rozgłaszane. Mężczyzna miał przecież również swoje tajne plany, o których nie
można dowiedzieć się nigdy.
- Coś nowego? – zapytałam od razu, kiedy tylko odebrał
telefon. Nie odzywał się przez chwilę.
- Na razie nic nowego się nie dowiedziałem – odparł markotnie.
Coś musiało być nie tak. Mówił powoli, jego głos był przygaszony. – Słyszałem,
że James coś planuje, nie możemy się jednak dowiedzieć co, bo to ściśle tajne.
Obawiam się jednak, że to coś większego. Chris wyłapał jednego z jego
pomocników. Trudno było to zrobić. Chłopak nie chce gadać. A dobrze wiesz, że
nie pozwolę Christianowi go torturować.
- Absolutnie nie – zaoponowałam. – Najlepiej go wypuście,
zanim James się dowie. Później będzie jeszcze gorzej. Przekupcie go, może nie
piśnie ani słówka.
- Twoje plany są jak zwykle irracjonalne. – Zaśmiał się
bez cienia radości. To był suchy i ironiczny śmiech. – James robi to, co mu się
żywnie podoba. Nasz zakładnik obawia się go bardziej niż nas. Naprawdę myślisz,
że mógłby zataić przed szefem gangu jakiś istotny fakt? Planowaniem zajmę się
ja, wybacz – sprostował. – A co u ciebie?
Przygryzłam wargę w zdenerwowaniu. Odkąd moim priorytetem
zostało ratowanie naiwnych nastolatków, zaczęłam działać na własną rękę,
ponieważ Trevor odrzucał każdy mój pomysł. Dlatego nie mówiłam mu nic o tym, że
szpiegowałam członków mafii Jamesa, żeby nie mógł mi tego zabronić. Do tej pory
niczego się nie domyślił, ale mi trudno było go okłamywać. Siedzieliśmy w tym
razem od kilku lat, a od paru miesięcy tak po prostu odłączyłam się od grupy.
- Nie – odparłam po dłużej chwili. – Nic nowego. W razie
czego, dzwoń.
Po tych słowach rozłączyłam się, odkładając telefon na
miejsce. Moje życie było trudne i żałowałam naprawdę wielu decyzji, które
podjęłam lata temu. Gdybym mogła cofnąć czas, nie miałyby one nigdy miejsca, a
ja miałabym normalne życie.
~ Jeśli przeczytałeś/aś – zostaw komentarz, proszę ~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś/aś - skomentuj! To wielka motywacja dla autora! :)